Przewodnik tatrzański, Tomasz Świst, Galerie, Góry świata

Ajrisz. Ostatni gasi światło. Dingle, Irlandia.

2019-12-05
zdjęć: 31
komentarze: dodaj

Księżycowo. Irlandzkie powroty. Mournes & Wicklow.

2019-11-15
zdjęć: 23
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
komentarze: dodaj

Pod Elbrusem. Kaukaz, Rosja 2017

2017-07-03
zdjęć: 13
Kaukaski epilog wszechrosyjskich wojaży. Niebosiężne granie i długie oczekiwanie na ...zdrowie bez happy endu na Elbrusie. Co nieco impresji z doliny Baksanu. Terskol, Kabardo-Bałkaria, Kaukaz Zachodni, Rosja, 9-16 czerwca 2017.
komentarze: dodaj

Na Pik Czerskiego. Chamar Daban, Buriacja, Rosja 2017

2017-07-02
zdjęć: 11
Bajkalski klasyk przed sezonem. Dwudniowa wycieczka ze Sljudanki. Wiosenne i niemal karpackie klimaty, syberyjska idylla. 30-31 maja 2017.
komentarze: dodaj

Maj pełen lodu. Bajkał. Święty Nos i Góra Glinka. Buriacja, Rosja 2017

2017-07-01
zdjęć: 20
komentarze: dodaj

Golce Tunkińskie. Buriacja, Rosja 2017

2017-06-30
zdjęć: 7
Z wizytą w kwitnących Sajanach Wschodnich. Arszan, Dolina Tunkińska z wejściem na Arszański Perewał przez kanion Kyngargi. 22-25 maja 2017.
komentarze: dodaj

Na dalekim Sachalinie. Rosja 2017

2017-06-29
zdjęć: 321
komentarze: dodaj

Co się odwlecze... Snowdonia & Mount Snowdon, Północna Walia 2016

2016-03-01
zdjęć: 36
28/02/2016
komentarze: dodaj

Berg Lake pod Mount Robson. Góry Skaliste. Kanada 2013

2013-11-12
zdjęć: 63
Październikowy czas nad turkusowymi wodami Berg Lake i na Berg Lake trail u stóp masywu Mount Robson, najwyższego masywu(3954 m npm) Gór Skalistych Kanady. Kolumbia Brytyjska, 11-16 października 2013
komentarze: dodaj

Robson Glacier & Snowbird Pass. Kolumbia Brytyjska, Kanada 2013

2013-11-11
zdjęć: 40
12/13 października 2013. Między posępnością a euforyczną słonecznością, skrajnie odmienne oblicza dwóch dni wędrówek nad rozlewiskami rzeki Robson i mozolnej wspinaczki przez gigantyczną morenę Lodowca Robsona ku przełęczy Snowbird pass, której koniec końców niekończace się pola przepadających śniegów i dzień chylący się szybko ku końcowi osiągnąć nie pozwoliły. Efektowny, lodowy anturaż Mount Robson i sąsiednich masywów z punktów widokowych we wschodniej części wielkiej doliny.
komentarze: dodaj

Lake O'Hara. Park Narodowy Yoho. Góry Skaliste. Kanada 2013

2013-11-10
zdjęć: 32
W sercu Yoho. Wyczekiwana podniebna plejada grani i lodowców nad jeziorem O'Hara. Kolumbia Brytyjska wita! 5-8 października 2013
komentarze: dodaj

Przez Góry Skaliste. Kanada 2013

2013-11-08
zdjęć: 60
Od Kananaskis na południu przez Banff i Jasper po Liard river na półnicy, granicę z Jukonem i z powrotem po Revelstoke, Selkirki, Glacier NP i Yoho. Obrazki z wagabundy przez Góry Skaliste Kanady. Październik 2013.
komentarze: dodaj

Wniebowzięty. Na Górze Świętej. Atos, Grecja 2013

2013-04-26
zdjęć: 55
Tydzień spotkań z tysiącem lat historii i dziedzictwa świętej ziemi Prawosławia. Od furty do furty klasztornej przez tajemnicze ogrody rozbrzmiewającego pieśnią jutrzni, pachnącego wiosną egejskiego przedsionka raju pielgrzymując. Wejście na świętą Górę Atos. Półwysep Atos, Agion Oros, Ἁγίου Ὄρους, Chalkidiki, Grecja. 7-14.04.2013
komentarze: dodaj

W cieniu wielkiej góry. Damawand, Iran 2013

zdjęć: 61
Wysokogórski finał marcowego wyjazdu na Nowruz do Iranu. Wejście na Damawand(5 610 m npm) w górach Elburs drogą południowa. Tak wysoko i beztlenowo jeszcze nie tuptałem. 28-31.03.2013
komentarze: dodaj

Zakole Dunaju & Predikaloszek. Węgry

2012-10-27
zdjęć: 18
Przyjemnego z przyjemnym złotojesienne spotkanie na madziarskim wielkiego Dunaju Zakolu, czyi koncert Dead Can Dance w Budapeszcie i wspólna przebieżka z Peterem na widokowy Predikaloszek w górach Pilis. Od Wyszehradu po Ostrzyhom. 18-19 października 2012
komentarze: dodaj

Koniec lata na katunach. Pasterskim płajem przez Góry Przeklęte.

2011-10-13
zdjęć: 64
Życie człowieka w Górach Przeklętych to życie pasterza wędrującego od wiosny do jesieni przez krainę upłazów i turni w poszukiwaniu soczystych pastwisk dla swojego stada, codzienna praca gospodarza na katunie - jak zwykło się tutaj zwać stałe obozowisko nad źródłem wody z szałasami, z którego każdego poranka cała owcza i osiołkowa czereda w czujnej psiej obstawie wyrusza na wypas i dokąd zawsze powraca na wieczorny udój...Stałym, idyllicznym rytmem toczy się życie przez całą ciepłą połowę roku w dolinach Przeklętych, które przemierzaliśmy u schyłku tegorocznego lata, a pasterski świat i bliskie z nim spotkania wyznaczały nasze szlaki... Góry Przeklęte, Czarnogóra/Albania, wrzesień/październik 2011

Echa Gór Przeklętych III, Gusinje-Karanfili i cała reszta

zdjęć: 35
Trzecią część tegorocznej bałkańskiej fotoopowieści otwiera "regeneracyjny" popas w zawsze wesołym Gusinje, po którym udaliśmy się w stronę krajobrazowej perły Gór Przeklętych - Doliny Grbaja, z której głębi po biwaku pierwszego październikowego dnia istnymi schodami do nieba, bo inaczej nie potrafię nazwać tej sakramenckiej stromizny, którą przyszło nam pokonać całymi godzinami, wdarliśmy się przez wąskie skalne wrota przełęczy Krosnjina Vrata na grań słynnych Karanfili z jego północnym wierzchołkiem. Po drodze mijamy grupkę zaprawionych w boju, hałaśliwych Serbów. Fantastycznie poglądowe widoki pozwalały w tym szarpanym morzu szczytów odtworzyć trasę naszej dotychczasowej wędrówki. Szczyt Jezerców spowijała czapka z chmur, na południu jaśniało znajome wcięcie Qafa Pejes, więcej...
dna Ropojany rozciągającej się u stóp prawie nie dało się dostrzec, otchłań. Zejście równało się torturze dla kolan, plan trawersu popod turnią Ocnjaka i dalej zboczami sąsiedniego kotła spalił na panewce ze względu na dość późną już porę, więc na dno Grbajskiej livady wróciliśmy tą samą, karkołomną ścieżką. Noc złapała nas na wyżerce w karczmie stojącej niestety dla tej pięknej doliny w samym jej sercu. Po takiej wyrypce istnienia tego artefaktu tutaj nie dało się zignorować... Gusinje ani myślało spać kiedy późnym wieczorem przekraczaliśmy rogatki miasteczka, sobotnia noc... Niedzielnym, bladym świtem opuściliśmy góry kierując się w stronę wybrzeża czym chcąc nie chcąc zafundowaliśmy sobie mały szok termiczny z coraz chłodniejszej, mglistej jesieni dolin Przeklętych do upalnego lata adriatyckich okolic Budvy. Tam też na plażowym bumelanctwie strawiliśmy kolejne trzy dni, mimo października lato ani myślało odpuszczać. Po wszystkim, w takim samym klimacie zapakowaliśmy się w nasz transbałkański ekspres do Belgradu, 12 godzin w tempie motoroweru, a co tam... wracamy do domu.

Echa Gór Przeklętych II, Valbona-Çerem-Kolata

zdjęć: 64
Dzień trzeci wieczór, czwarty i piąty po doliny. Po lewej ręce śnieżnobiałe zerwy Maja Rrogamit, na prawo olbrzymia grań Majet e Zabores z legendarną, wielką ścianą Maja Briaset, za plecami zachodzące słońce, feria coraz gorętszych kolorów na morzu turni, a przed nami urwista ścieżynka ku ciemnozielonemu morzu lasów ścielących się pod naszymi nogami w rozległej dolinie Valbona, w tak imponującej scenerii Przeklętych kierując się ku charakterystycznej, ogromnej żyle wapiennego piargu wypełniającej właściwie dno doliny - jakaż kosmiczna siła była zdolna tyle tego tutaj nanieść!? - styrani, o zupełnym już zmierzchu dobiliśmy do przyczółka utracjuszowskiej cywilizacji, którego w żadnym wypadku pośród młodników i opuszczonych, całkiem podupadłych gospodarstw nie spodziewaliśmy się zastać. Pojedlim, popilim aż grzech. więcej...
Nowy dzień, jak właściwie każdy wcześniejszy i każdy kolejny wstał ze słońcem i błękitem nieba i gdyby tylko nie ten ujadający przez pół nocy zasraniec... Długi marsz przez Valbonę umilają efektowne widoki szczytów masywu Kolaty, który wedle planu mieliśmy obejść od wschodu. W Valbonie wsi, a właściwie tym co pośród ruin instalacji wojskowych epoki Hodży z tej wioski zostało zahaczyliśmy o senny bufet, ponad którym na horyzoncie majaczyły nawet Jezerce, z których rok wstecz oglądałem te okolice snując domysły... Nim osiągnęliśmy winikel odgałęzienia górskiej stokówki do Cerem minęły godziny marszu w słońcu, kontynuując w zakosy tuż powyżej źródła z jeżynami dostaliśmy jednoznaczne zaproszenie na pakę pełnego ludzi pojazdu trzęsącego się akurat w naszym kierunku i tym sposobem pokonaliśmy cały bajeczny skalny wąwóz, u którego drugiego końca ścieliło się zrujnowane zadupie więcej niż skromnej wioseczki wciśniętej między ciężko dostępne górskie masywy pogranicza, która raczej na długo pozostanie dla mnie synonimem krańca świata. Jako że kraniec świata może istnieć tylko przysłowiowo, a wciąż wczesna pora zachęcała ku dalszej drodze, leśne podejście na azymut i "na czuja" ku północy okazało się wyjątkowo trafionym pomysłem. Pojawiająca się raz to znowu ginąca perć wiodła nas przez kolejne progi skalne w ciemnym bukowym starodrzewie wyprowadzając na rozległą halę z całym osiedlem pasterskim, prymitywnymi, skleconymi ze wszystkiego stajenkami, obórkami i szałasem. W zapadających już ciemnościach zaczęliśmy rozbijać namiot na jedynym w miarę płaskim skraju polany, kiedy to zobaczyliśmy zbliżające się do nas światło latarki od strony szałasu. Po chwili dokuśtykał do nas dziadziuś o lasce, który bełkocząc coś pod nosem i gestykulując dał wyraźnie do zrozumienia, że ma jakiś problem z naszym biwakiem tutaj i... powinniśmy się udać razem z nim do pasterskiej gospody nieopodal co zapowiadało już nie lada wrażenia. Demosz(tak miał na imię), rocznik 1938 razem z Zoi(żona) okazali się być więcej niż gościnni... wspólna, bogata we wszystko co pasterzom do życia poza cywilizacją potrzebne i dodatkowo zakrapiana śliwowicą kolacja z wesołą pogawędką na migi przeciągnęła się późno w noc, po czym gospodarze zaprosili nas byśmy zostali pod ich dachem odstępując własne wygodne posłanie, a sami zniknęli gdzieś za "kuchenną" ścianą. Z przeciwnej strony, po sąsiedzku spała z nami lekko patrząc setka owiec z psami... Nowy dzień rozpościerał przed nami swoje podwoje przebijającym się przez mgły nad postrzępionym horyzontem grani Maja e Darpnit słońcem, którego ciepły blask z każdą chwilą napełniał naszą halę. Zebraliśmy się dość sprawnie, nie chcąc być ciężarem dla miłych gospodarzy, poza tym pogoda więcej niż zachęcająca, więc po... mrożącej krew w żyłach(dosłownie...) toaletowej przygodzie i pamiątkowej rodzinnej fotografii pożegnawszy naszych albańskich dobrodziejów ruszyliśmy w kierunku siodła granicznej przełęczy Qafa Borit, które miało kryć się gdzieś ponad linią lasów nieopodal. Drogę wyznaczało nam stado krów, wędrujących gęsiego na popas po drugiej stronie grani. Słupek graniczny przełęczy osiągnęliśmy w ciągu godziny już w pełnym słońcu opuszczając się następnie trawiastymi zboczami na czarnogóską stronę ku gigantycznemu skalnemu labiryntowi jakim rozległy masyw Kolaty opada ku dolinom w kierunku północnym, gdzie też chwilę zabrało nam znalezienie właściwej ścieżki, która mimo, że prowadzi na najwyższy szczyt kraju w niczym nie przypomina naszych podniebnych, tatrzańskich autostrad. Schowawszy większą część balastu w załomach zaczęliśmy lawirować krasowym terenem ku górze mijając wkróce zionącą chłodem jaskinie lodową z malowniczym widokiem. Niedługo potem zameldowaliśmy się na szerokiej, trawiastej równi Qafa Preslopit, gdzie co nieco odpoczęliśmy. Dalsza droga powiodła nas przez nieco eksponowane skalno-trawiaste półki ku wnętrzu zasłanego wantami, a wyżej wiecznym śniegiem olbrzymiego kotła wypełniającego przestrzeń poniżej wyraźnej przełęczy rozdzielającej wierzchołki dwóch Kolat. Wszystko ładnie pięknie tylko która jest ta Dobra, a która Zła? I z tym iście aksjologicznym bólem głowy podążaliśmy dalej, coraz stromiej ku górze, wspinając się żmudnie systemem charakterystycznie ciosanych skalnych zachodów. Droga nieźle wyznakowana przy mokrej skale mogłaby dostarczyć więcej emocji. Będąc już całkiem wysoko, w okolicach wcięcia coraz bliższej przełęczy dało się zauważyć postać człowieka, który zaczyna schodzić w naszym kierunku. Spotykamy się po nie więcej niż kwadransie. Słoweński przewodnik, bo nim właśnie być się okazał samotny wędrowca zapytany o orientację względem szczytów ponad nami z dużą dozą pewności siebie nakreślił nam, że na siodle odbijamy w lewo na główny wierzchołek Złej i w ogóle to zero filozofii i gładko... Z przełęczy chwilę potem roztaczał się ciekawy widok ku wschodowi na charakterystycznie spłaszczoną i obrywającą się pasem przepastnych urwisk grań Ravnej Kolaty, a my uderzaliśmy zgodnie ze wskazówkami na kulminację góry po lewej ręcę. Wierzchołek rozwiał szybko wszelkie wątpliwości... a samo wspomnienie eksperta od razu opatrzone zostało garścią wyzwisk, jesteśmy na Dobrej, a Zła Kolata wznosi się raźno i dumnie po przeciwnej stronie przełęczy, z której się tu wydrapaliśmy. Lekko zdegustowani, ale bez defetyzmu zaliczyliśmy odcinek powrotny w dół z dymaniem na sąsiedny szczyt, gdzie już wszystko było klarownie poza panoramą Przeklętych, która zdążyła nieco zblaknąć w mgłach wrześniowego popołudnia. Powrót na dół na odcinku do miejsca ukrycia rzeczy przebiegł nad wyraz idyllicznie, trafiwszy na właściwy przebieg ścieżki w dolnych partiach wyjścia z kotła między Kolatami szczęśliwie udało nam się nawet ominąć wrednie podcięte trawersy z początku podejścia. Skompletowawszy sprzęt ruszyliśmy w dół mając przed sobą przyjemną wizję marszu w dół polanami doliny opadającej w stronę Ropojany ku Vusanje, rutyna jednak szybko okazała się zgubna. Przeraźliwie rozległy galimatias skalny wchłonął nas bez reszty powodując niemal całkowity zanik orientacji w terenie poszatkowanym bezładnym systemem skalno-trawiastych turni, garbów i dziur z utrudnionym dostępem i ciągle ograniczoną widocznością na boki. Wyprowadzeni w pole i z rónowagi, musieliśmy się dobrze napocić, by trafić wreszcie na ścieżkę biegnącą głównym ciągiem doliny. Sama dolina pozbawiona wody niestety zrobiła na mnie niezwykle pozytywne wrażenie,w górnych partiach towarzyszyła nam sceneria fenomenalnych kolorów nieba o zachodzie słońca, niżej mijaliśmy wprost bajkowe miejscówki ukrytych przed światem, soczyście zielonych i naturalnie symetrycznie wkomponowanych w górską knieję polan z opuszczonymi domkami. Kiedy zobaczyliśmy pierwsze światła wioski w ciemnej dolinie, czarne olbrzymy szczytów grani Karanfili rysowały horyzont podświetlonego późną zorzą zmierzchu nieba, fantastyczne wrażenie. Na koniec prezent od losu, czyli tradycyjny mercedes zabiera nas wprost z drogi do Gusinje, tygodniowa pętla po Przeklętych się zamyka. Teraz odsapniemy chwile dwie i czas na poprawiny!

Echa Gór Przeklętych I, Ropojana-Theth

zdjęć: 69
Dzień pierwszy, drugi i większe pół trzeciego. Od przecierającej oczy z porannych mgieł Ropojany przez "jezioro, którego nie ma" popod skalną koroną Scokistej i dalej na południe przez dotąd jedynie wyobrażane a nieznane na biwak po albańskiej stronie, na katun Buni i Runices z popasem na porannej kawie u Zoga "Karanfila". Pierwsze bunkry i skalne meandry plateau Qafa Pejës z zejściem na noc w głębię Theth, skąd dnia następnego minąwszy tuzin bunkrów i dziadka z filntą... w najgenialniejszej porannej scenerii słońca wspinającego się na kilometrowe urwiska Maja Radohines i sławnego "Albańskiego Matterhornu" Maja Arapit ruszyliśmy dalej promieniejącą doliną, by niebawem odbić na wschód z nurtem białej rzeki beczących owiec pędzonych na halę przez małego Pavlina, który wskazał nam dalszą drogę na Qafa Valbones. więcej...
Powyżej najbardziej malowniczych polan świata, na trawersie przy potoku trafił nam się jeszcze samotnie przemierzający knieję brytyjski wojak na fajrancie. Z wietrznej przełęczy roztaczała się przed nami fantastyczna panorama otoczenia wielkiej doliny, doliny Valbona, gdzie mieliśmy zejść na kolejny nocleg...

Pocztówki znad Ordesy. Pireneje 2011

2011-09-08
zdjęć: 91

Niech będą Przeklęte! Między zimą a wiosną w Górach Przeklętych

zdjęć: 70
Dwa tygodnie temu. Pod powiekami wciąż tysiąc widoków rodzącej się wiosny... pośród śnieżnych szczytów nad Grbają i Ropojaną. Co nieco wybrałem dla Was do tej galerii.

Szkockie impresje 2010

zdjęć: 74
Przez Grampiany, od Fort William po Skye.
Obrazy pierwszego etapu ubiegłorocznej transeuropejskiej podróży.
Fotogaleria z wejścia na Ben Nevis pojawi się wkrótce pod osobnym tytułem.

Na Wichren. Pirin, Bułgaria 2010

zdjęć: 59
Koniec września na najwyższym szczycie Pirynu. Jak pamiętam ciągnęło mnie tu już bardzo dawno temu... Góry rzeczywiście, jak to wielu już wspominało, do złudzenia przypominające nasze Tatry z wyłączeniem samych, marmurowych okolic najwyższego tutaj Wichrenu. Mimo, że bez planowanych fajerwerków trawersami słynnej grani Konczeto i bez fantazyjnych biwaków na tejże, a najprostszym podejściem południowym z Bańska przez Chyżę Wichren i Wichreński Presłap, ostatnia wielka góra na trasie dała nam dobrze popalić, a najbardziej zapamiętamy samą żmudną wspinaczkę, podczas której dziecięca wręcz ambicja mieszała się z całkowitym zniechęceniem połączonym z szukaniem wszelkich wymówek, by już nie iść dalej...i jak to często bywa słonko zza chmur i bielejący szczyt nad głową we właściwym momencie przechyliły szalę. Po stokroć, dla tych od lat nurtujących widoków, dla tej armady spłoszonych kozic spotkanej w drodze powrotnej i genialnej scenerii wieczoru, warto było.

Na Meteorach. Kalabaka, Grecja 2010

zdjęć: 47
Na Meteorach to być może za wiele powiedziane, pod Meteorami lub wśród Meteorów będzie bliższe rzeczywistości tego krótkiego popasu na południowym łuku naszej wagabundy przez Europę. Fantastyczne miejsce, krajobrazowe kuriozum, którego w żadnym wypadku nie wolno przegapić, a wręcz trzeba tu pobyć i połazić wokół tych skalnych olbrzymów z klasztorami na szczytach, na co nam nie starczyło czasu. Niedziela sielska, anielska po ścianie deszczu na pożegnanie Albanii i biwaku w... krzakach na poboczu drogi w Janinie, a w słonecznej drodze do nadmorskich Salonik.

W Górach Przeklętych. Czarnogóra/Albania 2010

zdjęć: 146
Były to być może moje trzy najpiękniejsze dni całego, ubiegłego roku, który jak by nie patrzeć obfitował i w górskie i generalnie podróżnicze wrażenia. Trzy dni pośród zalanego słońcem morza dzikich szczytów, z których chyba więcej niż połowa ma na imię Maja... a reszta wciąż nie doczekała się swojej nazwy, a często i pierwszego zdobywcy... Trzy dni wśród dolin pachnących trawami rozgrzanych upłazów, rozbrzmiewających dźwiękiem pasterskich dzwonków i gromkich nawoływań niesionych echem otaczających nas skalnych ścian. Najkrócej mówiąc - bajka, ukoronowana szczęśliwym wejściem na najwyższy szczyt gór tych, Przeklętych - Jezerce w warunkach lepiej niż doskonałych! Nie wiem kto przeklął te góry tą nazwą, ale wobec takiego ogromu niczym niezmąconego piękna jaki tam zastałem wiem, że żaden Pan Bóg, ten z tej czy ten z tamtej strony grani do tego ręki nie przyłożył. Ostatnie, pożegnalne spojrzenie za siebie w stronę skąpanych poświatą krwistego zachodu słońca, strzelistych turni grani zamykającej horyzont nad pogrążoną już w mroku zmierzchu Ropojaną samo w sobie rodziło pytanie, nie czy, ale kiedy tutaj powrócę ?...

Wrześniowy Durmitor. Czarnogóra 2010

zdjęć: 100
Durmitor - perła bałkańskich gór, malownicze gniazdo wapiennych szczytów pełne niewiarygodnych wręcz formacji skalnych w widłach najgłębszych europejskich kanionów skrywających turkusowe wody rzek Tary i Pivy. Žabljak - najwyżej położona osada Czarnogóry witał nas szaro, a żegnał mgliście, między wierszami obdarowując nas dniem przepięknej pogody. Dalekim podejściem, klucząc nieco w dolinie Lokvic weszliśmy na najwyższy szczyt całego pasma - Bobotov Kuk w scenerii popołudnia, którą ciężko mi nawet wyrazić, z widokami łańcuchów górskich od Maglica w Bośni po charakterystyczne dwa wielkie garby Komovi i albańskie Prokletije, gdzie mieliśmy zawitać już trzy dni potem.

Fiordy Norwegii 2010

zdjęć: 20

W Krainie Olbrzymów. Jotunheimen, Norwegia 2010

zdjęć: 56
Kraina Olbrzymów przywitała mnie łzawą zawiesiną ze stalowego nieba. Dziurawy podjazd na ukryte w górach Spiterstulen opłacił się jednak nad wyraz. Dnia następnego, a był to 5 sierpnia, mając już tylko ten jeden dzień szansy na akcję górską, fart znowu był przy mnie, niebo wytrzymało, a wejście granią na najwyższy szczyt całej Skandynawii - Galdhøpiggen - ponad szokującymi(niczego takiego na tą skalę wcześniej nie widziałem!) jęzorami olbrzymich lodowców rozwierających swe paszcze tysiącami seraków... było genialnym przeżyciem. Poza magią wynurzających się raz po raz zza chmur opancerzonych lodem gór najbardziej surowy i pierwotny krajobraz z jakim się spotkałem. I wszystko byłoby pięknie, gdyby większość zdjęc z tego wypadu nie przepadła z kretesem w odmętach dyskowego burdelu... To, co się zachowało jest tutaj.

Przez przełęcze Alp Szwajcarskich 2010

zdjęć: 14

Matterhorn mówi dobranoc. Alpy Szwajcarskie 2010

zdjęć: 1

Ben Nevis, Wiosna w Szkocji 2010

zdjęć: 1

Majówka w Wicklow. Irlandia 2010

zdjęć: 1

Connemara. Irlandia 2010

zdjęć: 1

Z wiatrem i pod wiatr w the Mournes. Irlandia Północna 2010

zdjęć: 1

Almanzor znaczy zwycięski. Sierra de Gredos 2009

zdjęć: 8
Fotoarchiwum górskiej części ekspresowego wypadu do serca Hiszpanii zakończonej szczęśliwym wejściem na Almanzor - najwyższy szczyt Sierra de Gredos w łańcuchu górskim Sistema Central. Wrzesień 2009 GALERIA W BUDOWIE

Carrantuohill & Gap of Dunloe. Irlandia 2007

zdjęć: 8
Trzy słoneczne dni w najwyższych górach Zielonej Wyspy - Macgillycuddy's Reeks w Kerry.
Księżycowe szczyty wśród bezkresnej zieleni łąk nad stalowobłękitnym Atlantykiem.
Carrantuohill i wąwóz Gap of Dunloe. Kwiecień 2007
© 2011-2024 Tomasz Świst ◊ odwiedzin: 3969070 ◊ użytkowników online: 3strony internetowe Łódź ◊ czas html: 427ms