Przewodnik tatrzański, Tomasz Świst, Marcowe szusy pod Szeroką

Marcowe szusy pod Szeroką

2022-03-25
Trzy tygodnie już, dzień w dzień wędruje to słońce po bezchmurnym, marcowym błękicie. Na ostatni akord górskich maratonów przed arktyczną eskapadą wypuściłem się, przyznaję, po raz pierwszy po czasach kowidterroru na słowacką stronę. Dość się natęskniłem za Spiszem i Sariszem. Magiczność górującej nad Jaworzyną Spiską Szerokiej nigdy nie przebrzmiała, a i nadarzył się wreszcie właściwy czas, by zmęczyć ukochaną górę na nartach, co wydało mi się przy okazji dobrym otrzaskaniem się przed nadciągającym Svalbardem. Smaczku całej akcji dodawał fakt, że narty turowe ubierałem na nogi po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy... Dzień na niebo wytoczył się klasy lux i takim pozostał do końca. więcej...
Pognałem żwawo, a dyskretnie, coby nie nadziać się na jakiegoś niedopitego filanca, w dolinę Szeroką. Ślady zostawione przez znajomych tydzień z okładem wcześniej doprowadziły mnie do leśnego prożku, śmiało wyżej drożnej partii doliny i tu zaczął się dramat tonięcia w osuwających się na krótkim, ale stromym trawersie ciężkich zwałów śniegu. Małom nie odszedł w tej kotlince od zmysłów nim wreszcie wypełzłem ugotowany powyżej, zdumiewając się śmiałą linią szusu poprzedników przez tą karkołomnię. Z pokorą podreptałem dalej w zakosy, oślepiany słońcem, tradycyjnie bez binokli i kremu na twarz, które zawsze pakuje i zawsze zostawiam na dole. Kocioł doliny otworzył swoją białą przestrzeń z pięknymi nawisami na grani Horwackiego Upłazu. Zupełnie miło jest zawitać po raz pierwszy w miejsce, które przez tak wiele lat malowało sam środek tapety moich ulubionych jaworzyńskich widoków. Warunki śniegowe mimo tak ostrej lampy pozostały dobre, ni szreniowo ni za miękko aż po siodło centralnej przełęczy z pierwszymi przetopami i gigantycznymi nawisami na stronę Litworowego Żlebu. Cała honorność plejady szczytów od Gierlachu na zachód w pełnym, zimowym blasku wynagrodziła końcowe zasapanie. Cóż nad widoki na ten amfiteatr grani z Szerokiej w Tatrach? Dzikością biją je tylko te z Młynarza. Przycupnąłem z browarem w dłoni nad tą otchłanią wspomnień. Rzeczy widzialne i niewidzialne doprawione Sariszem zakręciły mi w głowie. Po krótkim człapaniu w stronę wierzchołka zaraz porzuciłem ten pomysł, zerkając to na zegarek, to ostrożnie lustrując stabilność śniegów zboczy powyżej. Ostatnią rzeczą jakiej było mi potrzeba do szczęścia było sturlać się stamtąd głową w dół. Czekana też nie wziąłem. Zjazd drogą podejścia wydawał się wystarczająco ambitnym wyzwaniem dla kogoś, kto dawno odstawił nawet wyciągowe szusowanie. Podwieczorne cienie kładły się już po dolinie, kiedy pusciłem się w mój koślawy survival, kreśląc wielkie łuki całą rozciąglością kotła. Z każdym następnym skrętem mniej było obaw, a więcej radości, ale ponad poziom paralityzmu nie wzbiłem się wiele. W lesie stwardniało już i pięknie niosło aż po okolice leśniczówki, którą obchodząc z dala już z deskami na plecach władowałem się w przepadającą pustkami szreń na wyrębie, gdzie też musiałem w pozie czołganej ładną chwilę powarować za sprawą jakiegoś samotnego gapia, przechadzającego się jak na złość szlakiem poniżej, którego zakwalifikowałem jako potencjalnego. chytrego tanapowskiego rumcajsa. Wieczorne światło wyzłociło biały kieł Murania, rozmiękła ziemia we wsi wypuszczała zapach wczesnych tchnień wiosny, Podspady tliły się bladą lampką w zimną noc. Co tam słychać? Bóg da, zapukam w maju.
Tatry Wysokie, 22 marca 2022.
komentarze: dodaj
"Skarżymy się nieraz, że jesteśmy samotni, niekochani, nikt nie przysłał nam życzeń. Ważniejsze jest jednak, czy my kogoś kochamy." - ks. Jan Twardowski
© 2011-2024 Tomasz Świst ◊ odwiedzin: 3960944 ◊ użytkowników online: 3strony internetowe Łódź ◊ czas html: 58ms