Jaworowa pachnie jak dawniej, ale dołem te jej bezleśne golizny niczym jakieś blizny na smrekowej szacie doliny kłócą się brutalnie z dawno usakralizowanymi obrazami skrytych przemykań ku sanktuariom Czarnej... Panta rhei. I chatka cała wyszła z ukrycia, ale o majowym stryszku mowy nie ma. Zabite. Wychylam duszkiem Sarisza ku rysującym z całym dramatem granat nieba zębom grani Lodowego, późno już, ale jarzący się nad głową całą jaskrawością pełni Łysy gawędzić chce, spać nie da. Pijanym krokiem w jakby szersze niż kiedyś zakosy, morze traw, urwisty żlebik i wybuch słońca zza Bielskich wita mnie na trawersie Szerokiej. Ostatnim razem kwitł nam tu zimowitami październik u stóp. więcej...
To już 12 lat jak mnie tu nie było, ale panorama z Zielonej Czuby nie straciła dla mnie ni deka z impresywności. Amfiteatr majestatu Tatr w całej krasie przeczystego błękitu dnia i rozbiegane, pozujące ze Świstowym i Gierlachem kamziki na grani. W karkołomni Litworowego ku Białej Wodzie otumaniony spiekotą dusznych, a bajecznie wykwieconych upłazków gubie gdzieś myśliwski trawers, więc pozostaje mi krwawo gimnastykować się złorzecząc przez wiatrołomy po samo dno doliny, gdzie zanurzony w sobie, zostaje wybudzony z letargu pozdrowieniem starego druha...