Raj nie maj. Jedna, wielka świeżość. Wróciło przewodnictwo i wróciły podmurańskie, spiskie międzyczasy w pogodowej osnowie jak marzenie. Kiedy wszędzie czas nagli, tak w widłach Białki i Jaworowego jakby przystanął w cichym zachwycie wpatrzony w śniegami zdobny czerep Lodowego. Tu chce się wstawać przed słońcem, tu się znika przed podhalańskim zgiełkiem, tu zachłystujesz się wieczornym powiewem z doliny w skryciu przed całym, oblegającym zewsząd światem.