Zenek dla Mas, Górny San dla Nas. Nie dało się godniej pożegnać Starego Roku. Ledwo bimber ostygł w żyłach, gdy witaliśmy sylwestrowe słońce nad Tarnawą i torpedowaliśmy zaspy pod Bukowcem imponując Pierwszemu Podglądaczowi na Dzikościach, który ochoczo przybył nam z wydobywczą pomocą. Od rana do wieczora, dawno niewidziana śniegów dziewczość z przecieraniem duktu aż po Sianki. Nikogusieńko, nikt na to nie wpadł, tylko słońce, wiatr i zadymka nad Grobem Hrabiny. Przestrzeń Beniowej i ciemność świerczyn nad Niedźwiedzim. Nim wybiła Godzina, nim się Zenon z Tłuszczą rozhulał, byliśmy z powrotem. Niewiarygodna zwyczajność rzeczy i bezcenność porywu. Pod ten Nowy Rok.